Były prezydent Jair Bolsonaro planował zamach stanu i nielegalnie inwigilował politycznych rywali. Czy skazanie go posłuży demokracji?
Jak na przegranego w wyborach i ściganego przez wymiar sprawiedliwości Jair Bolsonaro jest całkiem żywotny. Pod koniec lutego skrzyknął prawie 200 tys. zwolenników na największej alei w São Paulo – chciał pokazać siłę i postraszyć: „Zobaczcie, co się stanie, jeśli zostanę skazany”.
Przed Sądem Najwyższym toczy się osiem spraw przeciw niemu. W najpoważniejszym ze śledztw jest podejrzany o kierowanie nieudaną próbą zamachu stanu po przegranych wyborach w 2022 r. Trzy dni przed wspomnianą demonstracją był przesłuchiwany przez policję, ale nie odpowiedział na żadne z pytań o swoją rolę w próbie puczu z 8 stycznia 2023 r. Policja zdołała jedynie zatrzymać mu paszport.
Dopiero otoczonemu tłumem sympatyków, stojącemu na dachu autobusu rozwiązał się język. „Zamach stanu to czołgi na ulicach, broń, spisek. Tutaj niczego takiego nie było!” – prowadził „dialog” z wymiarem sprawiedliwości w asyście braw i okrzyków.