Prawo ograniczające handel w niedziele weszło w życie rok temu. Miało przywrócić godność pracownikom, wspomóc polski handel w walce o rynek z zagranicznymi sieciami. Dziś jedno jest pewne: przysłużyło się dyskontom i stacjom paliw.
Pani spojrzy. Na naszym bazarku jest osiem pustych boksów, straszą pustymi witrynami. Reszta sprzedających mocno zaciska pasa. Oby jeszcze rok, dwa udało się przetrwać. Pan Wiesław, o, tam, co mięsny prowadzi, chciał interes przekazać synowi. Ale odkąd się wszystko posypało, tylko marzy o tym, by do emerytury doczekać. A potem w cholerę to rzucić. Żal? Oczywiście, a pani nie byłoby żal dorobku życia opuszczać – opowiada Krzysztof Kowalczyk, właściciel sklepu rybnego na warszawskim targowisku. Prowadzi mnie na smutną wycieczkę po okolicy, bo odkąd wprowadzono ustawą zakaz handlu w niedziele, nastroje sprzedawców gwałtownie się pogorszyły.