Upierali się, że są w zamkniętej strefie, grozili zatrzymaniem na 48 godzin, świecili latarkami w oczy, zabrali telefony, używali obelżywych słów, dwie godziny trzymali na kilkunastostopniowym mrozie. Nawet padła komenda wzywająca do odbezpieczenia broni. Tak zachowywali się żołnierze Wojska Polskiego podczas zatrzymania aktywistów, ratujących życie uchodźców na polsko-białoruskim pograniczu. W piątek (27.01) sąd w Siemiatyczach uznał to zatrzymanie co prawda za legalne, ale za nieprawidłowo wykonane. Być może będą dalsze konsekwencje wobec wojaków.
Początkowo niezidentyfikowanymi (bo nie chcieli powiedzieć, kim są, jaką formację reprezentują, jaka jest prawna podstawa ich działań) mundurowymi okazali się żołnierze z 10. Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa na Dolnym Śląsku. Śmiało sobie poczynali na służbie w pobliżu polsko-białoruskiej granicy. Na tyle śmiało, że sprawa ich zachowania trafiła do Sądu Rejonowego w Bielsku Podlaskim, VIII Zamiejscowego Wydziału Karnego z siedzibą w Siemiatyczach. Zażalenie na bezzasadne, nielegalne i nieprawidłowe zatrzymanie trojga wolontariuszy (dwojga związanych z fundacją Ocalenie i jednego - z organizacją Homo Faber) złożył ich pełnomocnik.