"Kiedy w popularnym niegdyś programie radiowym »Podwieczorek przy mikrofonie« spytano mnie o marzenie, odpowiedziałem: przestać być reżyserem »Samych swoich«" – mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" 14 lat temu Sylwester Chęciński. Od sławy Pawlaka i Kargula ucieczki jednak nie było. Reżyser od lat nie stawał za kamerą, tylko – jak podkreślał w wywiadach – czekał na dobry scenariusz.
Sylwester Chęciński urodził się 21 maja 1930 r. w miejscowości Susiec koło Tomaszowa Lubelskiego. Doświadczenia wojny zostawiły w nim trwały ślad. "Kilometr od naszego domu, za torami, utworzono hitlerowski obóz dla jeńców radzieckich. Ludzie umierali tam z głodu i z zimna. Słychać było jęki i nieludzkie wycie marznących. To było straszne. W takich warunkach dorastałem" – mówił. – Ciągle mam w sobie traumę ostatniej wojny. Ilu młodych ludzi z rodzinnej wsi zginęło zupełnie niepotrzebnie. Susiec ma własnych bohaterów, którzy tam zostali. Zrobiłem jakąś komedyjkę, która zaczęła żyć własnym życiem, ale to nie powód, by stawiać mi cokoły – mówił w rozmowie z Tomaszem Gawińskim w "Angorze".
W 1956 r. ukończył studia reżyserskie w łódzkiej "filmówce". Przez pierwsze lata po studiach pracował jako asystent reżysera i jako drugi reżyser na planach filmów Andrzeja Wajdy ("Lotna"), Jerzego Passendorfera ("Powrót") i Stanisława Lenartowicza ("Spotkania"). Ale nie od dziecka Chęciński chciał zostać reżyserem. "Nie miałem nawet pojęcia, że taki zawód istnieje. Urodziłem się w dość biednej wsi lubelskiej, położonej na granicy Puszczy Solskiej, w Suścu. Tam było ze sto chałup. Z jednej strony kościół, kilka sklepów i remiza strażacka, a z drugiej strony stacja kolejowa. Ona była miejscem, na które przychodziło się tak, jak później na telewizję, by oglądać co się dzieje" – wspominał w rozmowie z portalem sfp.org.pl.