Szwecja ostrzega Europę przed rosyjskim zagrożeniem, a swoim obywatelom każe mentalnie przygotować się na wojnę. To najlepszy dowód, jak bardzo agresja Rosji zdestabilizowała nawet najbardziej pokojowo nastawione kraje Zachodu.
Doroczna konferencja bezpieczeństwa w szwedzkim kurorcie narciarskim Sälen należy do mniej znanych w Polsce i Europie. Lista uczestników nie zawiera nazwisk tak prominentnych jak goście lutowej transatlantyckiej konferencji w Monachium, szyk jest mniejszy niż w szwajcarskim Davos, krajobraz też nie ten co na wiosnę w Aspen w stanie Kolorado. Ale na początku roku ze środka Skandynawii popłynął przekaz, jaki można usłyszeć coraz częściej: pora przygotować się do wojny, która może nadejść.
Zachód zaczyna widzieć groźbę konfrontacji
Tegoroczna konferencja pod hasłem „Społeczeństwo i obrona” pobudziła najbardziej szwedzkie społeczeństwo, bo ludzie zaczęli wydzwaniać na rządowe infolinie wsparcia kryzysowego z pytaniami, czy Szwecji rzeczywiście grozi wojna. Politycy natychmiast uspokajali, że absolutnie nie, ale nie zmienia to faktu, iż zasobne i pokojowe państwo zalała fala spekulacji o niepewnej, potencjalnie groźnej przyszłości. Tak jak resztę kontynentu.
Zamieszanie i egzystencjalne obawy graniczące z paniką wywołały wypowiedzi ministra obrony cywilnej Carla-Oskara Bohlina i szefa sztabu generalnego gen. Micaela Bydéna. Obaj przestrzegli, że nie można wykluczyć wojny w Szwecji, wywołanej eskalacją rosyjskiej agresji na Zachód. Słowa wypowiedziane przez ministra, że „w Szwecji może być wojna”, szczególnie zapadły w pamięć, szokując część opinii publicznej. Ale w kontekście dzisiejszej debaty nad europejskim bezpieczeństwem nie są niczym nowym ani zaskakującym.