Szymon Masarski przyjechał do Szkoły Orląt z Cieszyna. Miał latać na myśliwcach F 16, zdobywał medale w lekkoatletycznym mistrzostwach, bił życiowe rekordy. Pod koniec lipca, kiedy zdał wszystkie egzaminy zniknął bez wieści.
Był upalny piątek, 29 lipca. Kilka minut po godz. 19 dwudziestoletni podchorąży Szymon Masarski wyszedł z akademika Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie. Tego dnia zaliczył egzaminy praktyczne. Kolega z sąsiedniego pokoju widział, że Szymon wsiadł na rower, poprawił plecak i odjechał w stronę bramy wjazdowej do jednostki. Tam pokazał przepustkę i kiwnął głową w stronę wartownika.
Nie wrócił na noc, o godzinie 6 nie pojawił się też na porannym apelu ani wczesnym południem na spotkaniu z proboszczem w kościele garnizonowym, gdzie od roku służył do mszy. Zanim rozpoczęto poszukiwania, na policję zgłosił się zdenerwowany wędkarz. Opowiedział o rowerze opartym o nóżkę obok jabłonki nie więcej jak 50 metrów od rzeki Wieprz, wojskowym plecaku, ubraniu złożonym równo w kostkę, adidasach i klapkach, które spostrzegł już nad samym brzegiem.