Po II wojnie światowej władze w Waszyngtonie wysłały na śmierć wielu agentów w ramach chybionych prób wywołania powstania przeciwko Moskwie.
Pod koniec 1949 r. z Europy Środkowej wystartowała seria nieoznakowanych samolotów. Gargantuiczne samoloty C-47, pilotowane przez węgierskich lub czeskich pilotów, mknęły w kierunku Turcji, a następnie skręcały na północ nad Morzem Czarnym, unikając radarów i lecąc ledwie nad ziemią. Gdy samoloty przeleciały nad Lwowem, otworzył się sznur spadochronów, a garstka komandosów poszybowała w niebo nad radziecką Ukrainą. Na ziemi połączyli się oni z ukraińskimi bojownikami ruchu oporu, którzy próbowali odeprzeć sowiecki ekspansjonizm.
Operacja "Red Sox", jak ją nazywano, była jedną z pierwszych tajnych misji jeszcze nowej zimnej wojny. Wyszkoleni przez Amerykanów komandosi przekazywali informacje wywiadowcze swoim przełożonym za pomocą nowego sprzętu radiowego i komunikacyjnego, podsycając rodzące się ruchy nacjonalistyczne na Ukrainie, Białorusi, w Polsce i krajach bałtyckich. Celem było zapewnienie Stanom Zjednoczonym bezprecedensowego wglądu w plany Moskwy w Europie Wschodniej — a jeśli to możliwe, pomoc w rozbiciu samego imperium sowieckiego. Przez pół dekady dziesiątki agentów brały udział w tych lotach, które stały się jedną z największych tajnych operacji amerykańskich w powojennej Europie. Centralnym jej punktem było krwawe powstanie na Ukrainie. I to właśnie na Ukrainie, jak napisał jeden z badaczy, CIA poniosła jedną z "najbardziej wyrazistych porażek zimnej wojny".