Bułgarski dysydent i pisarz Georgi Markow czekał na przystanku w centrum Londynu na autobus. Nieostrożnie idący przechodzień "przypadkowo" zranił go parasolem. Cztery dni później literat już nie żył. Tak KGB "podarowało" Todorowi Żiwkowowi na urodziny głowę Markowa. Dziś od głośnego mordu politycznego mija dokładnie 46 lat.
Georgi Markow był jednym z najbardziej znanych bułgarskich pisarzy XX w. Rządzący Bułgarią Todor Żiwkow nie tolerował sprzeciwu wśród artystów. Okazja do pozbycia się problemu nadarzyła się w 1971 r., gdy Markowowi podczas pobytu za granicą skończył się paszport. Bułgarzy nie przedłużyli mu go. Musiał zostać na emigracji. Tak trafił do Londynu.
Rozpoczął współpracę z BBC, Radiem Wolna Europa oraz redakcją Deutsche Welle, gdzie opowiadał o kulisach życia w komunistycznej Bułgarii. W jednej z audycji radiowych nazwał stojącego na czele państwa Żiwkowa "miernotą, która ogłosiła się półbogiem". Kiedy indziej szefa państwa bułgarskiego nazwał człowiekiem o "niesmacznie miernym poczuciu humoru", który charakteryzuje się chamstwem "wioskowego policjanta".