Prawie dekadę temu nad ranem czasu lokalnego w pobliżu granicy Syrii i Turcji turecki samolot myśliwski F-16 zestrzelił rosyjski bombowiec Su-24. Był to pierwszy taki przypadek strącenia samolotu Rosji lub ZSRR przez kraj należący do NATO od lat 50. XX w. Władimir Putin uznał wówczas, że zestrzelenie rosyjskiego bombowca Su-24 wykraczało poza ramy walki z terroryzmem. Jak określił, był to "cios zadany Rosji w plecy przez popleczników terroryzmu".
24 listopada 2015 r. rosyjski bombowiec Su-24 na kilkanaście sekund naruszył turecką przestrzeń powietrzną. Ankara twierdziła wówczas, że kilkunastokrotnie wzywała maszynę do opuszczenia tureckiego nieba i dopiero gdy załoga zignorowała komunikaty, myśliwce F-16 zestrzeliły maszynę. Kreml w wydanym oświadczeniu stwierdził, że trafiono go z ziemi.
Turcja odgryzła się Rosji. "To nie my jesteśmy stroną, która powinna przepraszać"
Politycy później wielokrotnie odnosili się do tej sprawy. "Turcja nie będzie przepraszać za zestrzelenie rosyjskiego samolotu Su-24" — oświadczył prezydent Turcji. "Myślę, że to nie my jesteśmy stroną, która powinna przepraszać. To ci, którzy naruszyli naszą przestrzeń powietrzną, powinni przeprosić" — mówił Recep Erdogan w wywiadzie dla telewizji CNN.