Czego dowiadujemy się o państwie PiS wraz z kolejnymi odsłonami afery wizowej? Że jest przeżarte do szpiku kości zgnilizną, a wszystkie jego działania podporządkowane są jednemu celowi: wygranej partii i jej trwaniu przy władzy.
Onet ujawnia, że wiceminister spraw zagranicznych ściągał do Polski imigrantów udających filmowców. Radio Zet, że resort rolnictwa prowadził z MSZ rozmowy o wydaniu miliona wiz dla pracowników. Miliona. Jak nieoficjalnie słyszymy, z tego powodu wiceminister rolnictwa Lech Kołakowski nie znalazł się tym razem na listach PiS do Sejmu. Z list wypadł także Piotr Wawrzyk, wiceminister spraw zagranicznych.
Co to oznacza? Że partia znacznie wcześniej wiedziała, że obaj ministrowie są zagrożeniem na tyle poważnym, że nie można łączyć logo PiS z ich nazwiskami.
Możemy uznać, że od tego jest partia rządząca, żeby takie rzeczy wiedzieć, bo przecież ma służby dyplomatyczne i specjalne, które takie właśnie sprawy powinny wykrywać. I tu dochodzimy do problemu chyba najważniejszego. Mimo że na tzw. mieście plotki o tym, że Prokuratura Krajowa zajmuje się jakąś sprawą w MSZ, krążyły od kilku miesięcy, opinia publiczna dowiedziała się o niej dopiero na początku września. Po rejestracji list wyborczych. W dodatku bez szczegółów, które teraz wychodzą na wierzch.