Kilka miesięcy temu rozmawiałem z Czytelnikiem, który chciał mi opowiedzieć o jego Kresach, które zapamiętał jako nastolatek. I o traumatycznej drodze na Syberię, w której umierali najmłodsi i najstarsi. Nie opowiedział. Zatelefonował i stwierdził, że nie chce już wspominać o swoim życiu, gdyż… nie jest ono już wiele warte. Dlaczego? Poczytał sobie o dekomunizacji, posłuchał wypowiedzi różnych mądrych ludzi. Bo przecież zapraszani do telewizji eksperci są mądrymi ludźmi.
- Wie pan, gdy usłyszałem o tym, że żołnierze I i II armii nie byli patriotami, że służyli mocom niewolącym Polskę, zobaczyłem twarze moich znajomych, krewnych, przyjaciół, którzyzginęli, mając na czapkach orzełka bez korony. I Czytelnik odłożył słuchawkę. Mam nadzieję, że jeszcze zatelefonuje. Chociaż pewnie nie teraz. Bo i dlaczego?
Krwawa jatka pod Budziszynem… Teraz naglezaczęliśmy głośniej mówić o tej bitwie, o forsowaniu Odry i Nysy Łużyckiej.
Niestety, nie w kontekście bohaterstwa żołnierzy, hektolitrów przelanej polskiej krwi, ale przede wszystkim błędów dowódców z obowiązkowym opisem „komunistycznych dowódców”. W roli głównej naturalnie Świerczewski, który ma klarowne konotacje za sprawą tego wszystkiego, co robił później. Robimy z tych wydarzeń ślepy korytarz, zaułek naszej historii. Życie, śmierć tych ludzi, w większości niemal dzieciaków, przestała mieć jakąkolwiek wartość.
Od lat piszemy o Kresach, o niedoli tych wszystkich, którzy trafili do łagrów, zginęli w Katyniu i nie tylko, tych wszystkich, którzy padli ofiarą ukraińskich nacjonalistów i później musieli opuścić ojcowiznę, jadącna zachód. Jednak ostatnio stajemy się świadkami, jak uprzejmie z opowieści o dramacie ludzi z Kresów, sielankowym raju utraconym, wyizolowano tysiące żołnierzy. I jakby wymazano. Byli i zniknęli. A kim byli? W pierwszym rzędzie tymi, którzy „nie zdążyli do Andersa”. Bo przecież chcieli wszyscy. Czy ich możnaposądzać o to, że ramię w ramię chcieli budować z krasnoarmiejcami komunistyczny ład i porządek, gdy widzieli tyle śmierci, cierpień, których sprawcami byli właśnie komuniści? Czy takie czerwone sympatie rzeczywiście mieli żołnierze z kresowego poboru, którzy byli przekonani, że jeśli nie wstąpią do wojska, zostaną zesłani na wschód? Czy wreszcie zdrajcami byli żołnierze podziemia, także AK, którzy chcieli walczyćz Niemcami o Polskę. Czy źle zrobili? Przepraszam, czy mieli przyłączyć się do Hitlera, aby nie wpuścić do Polski Rosjan?