W ujęciu rządowej telewizji Radosław Sikorski to karierowicz, bufon i niemalże rosyjski agent, który zdradził prawicę dla własnych korzyści. Wyemitowany w niedzielny wieczór film "Pan z Chobielina" miał rzekomo ujawniać niewygodne sekrety byłego szefa dyplomacji z czasów rządów PO. Zamiast tego widzowie zobaczyli materiał sklejony z półprawd, uproszczeń, przemilczeń, a także zwykłych insynuacji.
"Pan z Chobielina"
Radosław Sikorski jest jednym z najbardziej znienawidzonych przez PiS polityków z drugiej strony barykady. W oczach partii władzy obecny europoseł PO to człowiek, który przed laty porzucił prawicę, uznając ją po chwili za "watahę", którą należy "dorżnąć". Ta historia jest oczywiście o wiele bardziej skomplikowana, jednak niekoniecznie dla państwowej telewizji.
TVP postanowiła skleić o niej specjalny film. Właściwie trudno jednak powiedzieć, o czym dokładnie to "dzieło" jest. Tytuł "Pan z Chobielina" nawiązuje do dworku, który w 1989 r. Sikorski kupił jako ruinę i kilkanaście lat remontował.