Izrael był w stanie zbudować warstwowy system obronny, ale stworzenie takiej struktury na terytorium o rozmiarach połowy kontynentu jest niemożliwe.
Może to być największe przedsięwzięcie obronne, do którego weźmie się ekipa Donalda Trumpa. Zintegrowana obrona powietrzna i antyrakietowa obszaru Stanów Zjednoczonych ma powstać pod hasłem Złotej Kopuły, a w dolarach będzie mieć wartość nie złota, lecz diamentów. Jeden z niezliczonych amerykańskich paradoksów polega na tym, że państwo uchodzące za największą potęgę militarną nie stworzyło systemu obrony własnego terytorium, a w czasie zimnej wojny świadomie i wspólnie ze Związkiem Radzieckim ograniczyło instalacje antyrakietowe.
Ponad 20 lat temu George W. Bush wycofał USA z traktatu ABM po atakach z 11 września 2001 r., ale przez następne dwie dekady niewiele zrobiono. Na Alasce powstała wyrzutnia 44 pocisków przechwytujących dalekiego zasięgu, kilka z nich jest też w Kalifornii. Z pomysłu wysuniętych baz w Polsce i Czechach zrezygnowano. Na Wschodnim Wybrzeżu wciąż nie ma żadnej mimo dekady debat. Trump, dla którego priorytetem jest obrona Stanów, a nie sojuszników, walnął pięścią w stół i zażądał kopuły, oczywiście złotej.