Sprzedawca ogrodowych grillów spod Radomia robił interesy, wciskając wojsku plastikowy sprzęt z chińskich serwisów aukcyjnych. Dziś ta sprawa jest w sądzie. Kiedy opisaliśmy tę historię, wydawało się, że zakończył on swoją karierę dostaw do wojska. Myliliśmy się. Człowiek, którego jednoosobowa działalność mieści się w niewielkim domku pod Radomiem, właśnie pokonał renomowane firmy w wojskowym przetargu na zapory chroniące życie na planowanej Tarczy Wschód.
– Ostrzał zaczął się tak niespodziewanie, że nikt z nas nie zdążył się poruszyć przed wybuchem pocisku – mówi nam ukraiński żołnierz, który zimą pełnił służbę na blockpoście w strefie frontowej, gdzie sprawdzane są przejeżdżające auta. – Eksplozja nastąpiła może dwa metry ode mnie. Normalnie taki pocisk uśmierca cię na miejscu. Ale on wybuchł po drugiej stronie zbrojonych worków. Odłamki poszły w worek, a mnie się nic nie stało. Dwóch ludzi, którzy stali kilka metrów dalej, nieosłonięci niczym, zostało ciężko rannych.
Na wojnie w Ukrainie "zbrojne worki" – czyli modułowa bariera ochronna z metalowej siatki zgrzewanej i geowłókniny, wypełniana piaskiem, ziemią lub żwirem – uratowały niezliczoną liczbę ludzi. W Polsce nazywa je się po prostu barierami ochronnymi lub barierami ekspedycyjnymi, ponieważ Wojsko Polskie wykorzystywało je w polskich bazach podczas wypraw ekspedycyjnych do Iraku i Afganistanu.