Po wybuchu wojny na Ukrainie i stratach, jakie – w wyniku skutecznej obrony Ukrainy i rażących błędów w wykorzystaniu czołgów przez Rosjan – poniosły wojska pancerne, wielu komentatorów, już po raz kolejny w historii, wieszczyło zmierzch czołgów. Targi Eurosatory pokazały jednak, że tego typu sprzęt jeszcze długo będzie przydatny na polu walki i będzie podlegał dalszemu rozwojowi.
Informacje o „zmierzchu czołgów" nie są niczym nowym w historii. To pojęcie pojawiało się już pół dekady temu, po tym jak izraelskie wojska pancerne poniosły duże straty od granatników przeciwpancernych RPG-7 i ppk Malutka w czasie wojny Yom Kippur. Izraelscy czołgiści byli szczególnie zagrożeni w rejonie Kanału Sueskiego, gdzie kontratakami usiłowano bez powodzenia odeprzeć pierwsze uderzenie sił egipskich.
Izraelskie straty jednak zmalały po zmianie taktyki i zacieśnieniu współdziałania z innymi rodzajami broni, a potem opracowano nową generację czołgów (rodzina Merkawa) i systemy ochrony częściowo zabezpieczające przed ogniem ppk i RPG (pancerz reaktywny Blazer). Nota bene wojska pancerne Izraela już na początku tamtej wojny odegrały kluczową rolę, odpierając ataki kilkukrotnie liczniejszych syryjskich jednostek pancernych i to bez wsparcia lotnictwa, bo to zostało „uziemione" przez systemy przeciwlotnicze Kub i Szyłka. Opinie o „zmierzchu czołgów" okazały się więc zupełnie chybione.