W sobotę 23 kwietnia br. weszła w życie ustawa o obronie Ojczyzny. Wbrew wymuszonej opinii rządowych mediów, wskazujących, że jej ojcem jest Jarosław Kaczyński, który po jej zakończeniu miał się pożegnać z rządem, to jednak jest to sukces urzędującego ministra obrony narodowej, a właściwie „tajnego” zespołu. Ustawa w przekazie propagandowym ma na celu m.in. zwiększenie budżetu na obronność - do co najmniej 3 proc. PKB już w roku 2023, zwiększenie liczebności Wojska Polskiego, odtworzenie systemu rezerw oraz zwiększenie możliwości szkolenia żołnierzy.
W amoku strachu wojną w Ukrainie politycy dali przyzwolenie na rewolucyjne zmiany, wpychając wszystkich w nowe środowisko pracy jakie stwarza ustawa. Takie działania w obecnym wojennym czasie są nieodpowiedzialne i zagrażają bezpieczeństwu państwa, bo zanim wszystko w tej układance zatrybi - miną lata. A tymczasem zamiast „na wojnę” może się okazać, że ustawę czeka maraton z legislacyjnymi poprawkami tego „cuda”. Prawdziwe efekty tej ustawy poznamy dopiero po latach.
Po okresie wielkiej ekscytacji i głoszenia przekazu jakoby nowa ustawa będzie wrotami do nowego finansowania sił zbrojnych, okazało się, że to za mało, bo należy zmienić konstytucję. Chodzi o otworzenie możliwości bezgranicznego zakupywania amerykańskiego sprzętu „z pułki” bez żadnego planu i offsetu. W ten sposób wpycha się wojsko w gigantyczne koszty utrzymania sprzętu. Skutkiem takiej polityki będzie zatopienie własnego przemysłu zbrojeniowego oraz zadłużanie państwa ponad określone limity. Widać tu tylko cel polityczny – zbliżające się wybory, bo przez siedem lat rządzenia zjednoczonej prawicy nie potrafiono zrealizować jakichkolwiek planów, a jeśli już to z mizernym skutkiem. Jak widać zakupy i obiecanki mają być super drogie i bardzo nowoczesne tak, aby zdążyć na powyborczą defiladę.
Po całym tym zakupowym maratonie może się okazać, że żołnierze będą chodzić w przysłowiowych dziurawych skarpetkach, bo prozaiczne sprawy jak brakujące mundury będą w dalszym ciągu zmorą wojskowych logistyków. Niestety pandemia i wojna odbije się na lata niekorzystnie na globalnym przemyśle, co przełoży się na wyższe nasze wydatki m.in. na wyżywienie i umundurowanie planowanej trzystutysięcznej armii.