W ciągu trzech lat od wielkiej szansy na odrodzenie polskiego przemysłu pancernego największy zakład Bumar-Łabędy został doprowadzony na skraj kryzysu, a Polska praktycznie utraciła możliwości produkcyjne w tym zakresie. Błyskawiczny upadek fabryki to trudna do uwierzenia historia zwalniania specjalistów, remontowej fuszerki, podpisywania dziwnych kontraktów, a nawet zatrudnienia na stanowisku prezesa szefowej konkurencyjnego zakładu.
Lato 2019 r. jest gorące. Nie tylko temperatury biją rekordy, ale zenitu sięgają również emocje polityczne. Partie szykują się do jesiennych wyborów.
Pod koniec lipca do zakładów zbrojeniowych Bumar-Łabędy w Gliwicach przyjeżdżają premier Mateusz Morawiecki, który startuje do Sejmu z list PiS w województwie śląskim, oraz Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak. Wspólnie ogłaszają podpisanie umowy na remont i modyfikację 318 wysłużonych, poradzieckich czołgów T-72. Kontrakt ma wartość 1 mld 750 mln zł.
Coś jednak jest nie tak. Pracownicy największego polskiego zakładu produkującego sprzęt pancerny nie skaczą z radości. Miny mają nietęgie. Pracownik Bumaru: – Morawiecki mówił o pieniądzach, uratowanych miejscach pracy, a my czuliśmy się oszukani.