— Warto przychodzić na wizyty, nie mówiąc już o tym, że wtedy wykonujemy pacjentom testy za darmo. Gdy sami robią test kupiony w aptece, wyjdzie im grypa, nic z tym nie robią, pobiorą jakieś przypadkowe leki, pójdą do pracy, bo wydaje im się, że jest dobrze. A po trzech-pięciu tygodniach od tzw. wyzdrowienia odczuwają powikłania, które zwykle są niebezpieczne — tłumaczy dr Michał Sutkowski, specjalista chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej. W rozmowie z Medonetem ekspert wskazał też podstawowy, popełniany przez Polaków błąd, który sprawia, że sezon zwiększonej zachorowalności jakby się przedłużał. — Jesteśmy pod tym względem "karłem Europy" — zaznacza.
Aleksandra Bujas, Medonet.pl: Panie doktorze, sezon zwiększonej zachorowalności teoretycznie się kończy, a wygląda na to, że jeszcze chorujemy. Na co? Jakie patogeny atakują na przednówku?
Dr Michał Sutkowski: Wzrost zakażeń był znaczący jeśli chodzi o grypę. Jeszcze nie ustępuje, ale trochę zwalnia — schodzimy do poziomów "akceptowalnych", dość charakterystycznych dla tego okresu. Jest znacznie mniej COVID-19, krztuśca, za to sporo RSV — zwłaszcza w porównaniu do sytuacji sprzed lat. Wynika to też z testów. W gabinetach obserwujemy, że nad tym całym konglomeratem zawsze przeważa choroba przeziębieniowa. To adenowirusy, rinowirusy, koksakiwirusy, stare koronawirusy, wirusy paragrypy.