W II Rzeczpospolitej zaledwie połowa warszawskich i krakowskich budynków mieszkalnych miała dostęp do kanalizacji, a więc także i toalety. W Łodzi i Lublinie miał je mniej niż jeden dom na każde 10. Na wsi było tak źle, że nawet nie prowadzono statystyk. Efektem były między innymi idące w dziesiątki i setki tysięcy rocznie "żołądkowe" zatrucia i zachorowania. Były też tysiące zgonów – np. na czerwonkę. Co zrobili ówcześni publicyści z człowiekiem, który starał się to zmienić? Wyśmiali go. A wychodek ochrzcili… jego imieniem. Tak skutecznie, że "sławojkę" wciąż można znaleźć w słowniku języka polskiego.
Ludzkie społeczeństwa mają w sobie na ogół sporą skłonność do konserwatyzmu, która powoduje, że do nowinek przekonują się stopniowo lub w ogóle. W większości przypadków ma to dobre skutki, bo pozwala unikać niemądrych pomysłów i rozwiązań, których wartości trzeba dopiero dowieść. Ale bywa i tak, że ta skłonność pcha ludzi na wojnę z czymś, co jest mądre i potrzebne. Szczególnie kiedy jest to także coś, co łatwo wyśmiać.
Wynalazł mycie rąk. Skończył w szpitalu psychiatrycznym!