Mąż nie chciał rozmawiać z mediami. Powiedział, że w ministerstwie obiecali mu, że jak będzie siedział cichutko, to oni mu za to załatwią inny duży kontrakt – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Ewa Izdebska. Wdowa po Andrzeju Izdebskim, od którego państwo polskie kupiło bezużyteczne respiratory, opisuje również kulisy transakcji z Pakistanem: "Trzeba było zapłacić łapówkę".
Afera respiratorowa wybuchła wiosną 2020 r. To wtedy, w szczycie pandemii, wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński podpisał z firmą E&K kontrakt na dostawę 1241 respiratorów. Na konto Andrzeja Izdebskiego od razu trafiło 150 z 200 mln złotych, na które opiewała umowa.
Izdebski, który handlował bronią, a nie sprzętem medycznym, z umowy się nie wywiązał. E&K ostatecznie dostarczyła 200 respiratorów odebranych z problemami przez Ministerstwo Zdrowia. Kolejne 418 urządzeń, których przydatność według ekspertów jest wątpliwa, przejął komornik - na licytacji nikt ich nie kupił.