To już czwarty raz, kiedy Trump został aresztowany, ale tym razem w Georgii było inaczej. Były prezydent musiał zgłosić się bezpośrednio do więzienia, które ma wyjątkowo złą reputację. Policjanci zrobili mu także słynne już zdjęcie, a sztab kampanii Trumpa zaczął sprzedawać je wydrukowane na kubkach i koszulkach — niczym dewocjonalia. Jedna okoliczność sprawia, że proces jest potencjalnie niebezpieczny dla byłej głowy państwa.
Aresztowanie Donalda Trumpa zawsze wygląda podobnie — były prezydent USA ogłasza na swojej platformie społecznościowej "Truth Social", że zostanie zatrzymany przez władze i będzie musiał stawić się w areszcie. Następnie przedstawia harmonogram swojego stawiennictwa w sądzie. Kamery i reporterzy z całego świata przybywają na miejsce i robią zdjęcia mniej lub bardziej licznym zwolennikom Trumpa, którego postrzegają jako ofiarę spisku.
Aresztowanie w czwartkową noc w Georgii odbiegało jednak od tego schematu w co najmniej pięciu kwestiach.
"Został potraktowany jak zwykły podejrzany"
Po raz pierwszy Trump musiał mieć zrobione policyjne zdjęcia portretowe, słynne "mugshots". Były prezydent spogląda w obiektyw ponuro, od dołu. Odnotowano jego wzrost, wagę i kolor włosów — "truskawkowy blond". Otrzymał numer więźnia P01135809, po czym pozwolono mu wrócić do swojego klubu golfowego w New Jersey po opłaceniu kaucji w wysokości 200 tys. dol. (ponad 830 tys. zł).