Ostatnie wypowiedzi prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który w ciągu kilku tygodni najpierw ocenił, że nie można wykluczyć wysłania sił państw NATO do Ukrainy, a w połowie marca stwierdził, iż konieczne mogą być "działania lądowe przeciwko siłom rosyjskim", spotykają się w Polsce z zaskakująco słabą reakcją lub lekceważeniem. Tymczasem działania Macrona należy śledzić z najwyższą uwagą.
Prezydent Francji był jednym z tych przywódców mocarstw zachodnich, który – obok kanclerza Niemiec – najczęściej na początku wojny rozmawiał z Władimirem Putinem. Fakt ten powoduje, że nie jest on poważnie traktowany w naszym kraju. Próby nawiązania dialogu z rosyjskim przywódcą postrzegane są bowiem jako wyraz naiwności i słabości prezydenta Francji.
Krytycy Paryża podnoszą również argument, że francuska pomoc wojskowa dla Ukrainy jest skromna. Rzecz w tym, że większość tych, którzy przywołują ten ostatni argument powołuje się na dane niemieckiego Instytutu Gospodarki Światowej z Kiel, który od początku wojny stosuje taką metodologię liczenia pomocy, która całkowicie wypacza prawdziwy obraz wsparcia udzielanego Ukrainie i zawsze pokazuje Niemcy jako czołowego dostawcę pomocy wojskowej.