Przy okazji sprawy ucieczki Tomasza Szmydta na Białoruś w polskiej przestrzeni medialnej pojawiły się dziesiątki komentarzy, których autorzy twierdzą, że za zwerbowaniem sędziego na pewno stoi Rosja. Tak jakby taka misja była ponad siły białoruskiego KGB. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że służby Łukaszenki działają na terenie Polski znacznie aktywniej, niż kiedykolwiek polskie działały na terenie Białorusi. Sam tego kiedyś bardzo dobitnie doświadczyłem.
Narracja o tym, że jak coś wskazuje na Białorusinów, to na pewno nie są to jednak oni, a Rosjanie to stały wątek każdej afery, w tle której są białoruskie służby. Dokładnie tak działo się, gdy wrogie Polsce służby włamały się na konto Michała Dworczyka. Również wtedy większość komentujących sprawę oceniała, że na pewno nie stoją za tym Białorusini. Tak jakby włamanie się na konto e-mail było czyś zbyt trudnym dla KGB. Problem polega na tym, że minister Dworczyk na ówczesnym etapie swojej kariery dał się we znaki raczej Białorusinom, a nie Rosjanom. Korzystał zaś ze zwykłej komercyjnej skrzynki e-mailowej.