Po ataku na saudyjską rafinerię, USA są "zwarte i gotowe" do odwetu na Iranie, a Trump czeka tylko na sygnał ze strony Rijadu. I tym razem może nie wycofać się z decyzji w ostatniej chwili. Ale reżimu w Teheranie to nie zachwieje.
Jeszcze w ubiegłym tygodniu wszystko wskazywało na odwilż: główny zwolennik konfrontacji z Iranem w Białym Domu John Bolton został odesłany z kwitkiem, zaś sekretarz stanu Mike Pompeo deklarował, że prezydent Trump jest skłonny spotkać się z prezydentem Iranu bez żadnych warunków wstępnych - a nawet zaoferować Republice Islamskiej specjalną linię kredytową.
Teraz, po rakietowym ataku na saudyjskie rafinerie naftowe, znowu zabrzmiały wojenne werble. Do ataku, przeprowadzonego z użyciem ponad 20 dronów i tuzina rakiet manewrujących, przyznali się jemeńscy rebelianci z szyickiego ruchu Huti. Ale Stany Zjednoczone szybko znalazły prawdziwego - zdaniem Waszyngtonu - winnego: za atakiem stał Iran.