Jednym ze skutków trwającej wojny w Ukrainie jest odcięcie w znacznym stopniu od źródeł części zamiennych i kluczowych komponentów dla śmigłowców proweniencji posowieckiej. Polska dysponuje największą flotą tego typu maszyn z rodziny „Mi", liczącą ponad 60 wiropłatów szturmowych, transportowych i morskich. Skutkiem wieloletnich zaniedbań dopiero teraz MON rozpoczyna proces ich wymiany, ścigany zarówno potrzebami sił zbrojnych jak też wyczerpanymi resursami i topniejącymi zapasami części zamiennych. Czy doraźne zakupy to najlepsza metoda reformowania floty?
Nie podlega dziś żadnej dyskusji, że wojna ukraińska z jednej strony uniemożliwia w zasadzie pozyskanie części z Rosji, a jednocześnie ich ukraińskie zamienniki mogą być niedostępne przez dłuższy czas. Ceny części i elementów na runku, również wtórnym, rosną lawinowo, gdyż obie strony potrzebują ich dla utrzymania flot śmigłowców w akcji. Sytuacja ta powoduje coraz większe problemy dla użytkowników posowieckiego sprzętu. Co ważne, to Polska jest największym spośród użytkowników śmigłowców rodziny „Mi" w NATO.
Według bardzo pobieżnych obliczeń w służbie jest 28 śmigłowców szturmowych Mi-24, niemal 40 transportowych Mi-8/17 oraz 8 morskich Mi-14. Nie liczę tu produkowanych w PZL Świdnik Mi-2, które po pierwsze były produkowane wyłącznie w Polsce, a jednocześni są „na wykończeniu".