Niespełna 300 lat temu niemal żaden gdańszczanin nie mógł wymigać się od służby wojskowej i wartowniczej na rzecz swojego miasta, a nawet na własny koszt musiał sobie sprawić własny karabin.
XVIII wiek nie był dla Gdańska ani spokojny, ani korzystny. Od początku stulecia miasto znalazło się w wirze wojen przetaczających się co rusz przez tę część kontynentu. Najpierw była Wielka Wojna Północna w latach 1700-1721, kolejną polska wojna sukcesyjna z lat 1733-1735, następnie Wojna Siedmioletnia 1756-1763 oraz konfederacja barska 1768-1772, a na koniec działania pruskie podczas zaborów.
Tylko podczas wojny o sukcesję, miasto bezpośrednio uczestniczyło w walkach i boleśnie je odczuło, angażując cały swój militarny potencjał. W przypadku pozostałych konfliktów, płacono haracz obcym armiom i próbowano negocjować.
Czasem jednak dochodziło do potyczek między gdańskimi wojakami a armiami różnych stron konfliktów. Te zbrojne starcia najczęściej brały na swoje barki oddziały miejskiego garnizonu, czyli zawodowcy umundurowani, wyposażeni i utrzymywani przez radę miejską.
Jednak w kilkudziesięciotysięcznym Gdańsku do obrony miasta zobowiązany był każdy dorosły obywatel. Dzięki temu, jeszcze w 1792 roku miasto liczące około 36 tysięcy mieszkańców mogło wystawić 5-6 tysięcy uzbrojonych mieszczan. To oznacza, że co szósty mieszkaniec był zmilitaryzowany. Śmiało można więc zaryzykować stwierdzenie, że w każdej rodzinie była jedna osoba przeszkolona wojskowo.