Czasem myślimy o tym, żeby na wyciekające z polskiego wojska dane kupić w redakcji oddzielny sejf. Tym bardziej że wojsko nie jest zainteresowane ich odbiorem. Po dane setek żołnierzy walczących w Iraku, w tym te należące do agentów amerykańskich służb specjalnych, nie zgłosił się do nas nikt od ponad dwóch lat. Nikt też nie ponosi konsekwencji za wojskowe wycieki. Jeżeli w sejfach i na dyskach dwojga dziennikarzy jest tego aż tyle, to co zgromadziła rosyjska agentura?
Czytanie nazwisk, numerów PESEL, specjalności i prywatnych charakterystyk polskich żołnierzy, w tym służących w tak wrażliwych miejscach, jak granica z Białorusią w ostatnich latach stało się dla nas codziennością. Wraz z opisem struktur ich jednostek, płyną one do nas szerokim strumieniem nie z wewnętrznych wojskowych systemów, ale z prywatnych telefonów żołnierzy i komercyjnych komunikatorów internetowych.
Do przetrawienia niemal dwóch milionów pozycji z bazy wojskowych zasobów, zawierającej całość polskiego uzbrojenia, aż do poziomu myśliwców F-16, musieliśmy zatrudnić oddzielny komputer. Jednocześnie z nami pracowali na tą bazą nieznani użytkownicy z Rosji i Chin.