Na kilka dni przed opuszczeniem gdańskiego więzienia, policja alarmowała kierownictwo Zakładu Karnego, w którym przebywał Stefan W., że po wyjściu chce "zrobić zamach maczetą albo prawdziwą bronią”. Mimo ostrzeżeń, 27-latek po zakończeniu odbywania kary wyszedł na wolność, a miesiąc później zamordował prezydenta Pawła Adamowicza.
Jest koniec listopada 2018 roku. Policjanci z posterunku przy ul. Białej w gdańskim III Komisariacie otrzymują niepokojące informacje na temat Stefana W. Według "Gazety Wyborczej", przekazuje je mundurowym jego matka. Miała ich ostrzec, że jej syn może po wyjściu zrobić komuś krzywdę i stanowić zagrożenie dla ludzi. - 30 listopada zgłosiła się osoba zaniepokojona stanem psychicznym Stefana W., który aktualnie odbywał karę pozbawienia wolności. Policjanci jeszcze tego samego dnia wysłali pismo do dyrektora zakładu karnego, w którym przebywał osadzony, informując go o pozyskanej wiedzy. W piśmie tym zwrócili się z prośbą o podjęcie przez zakład karny możliwych dostępnych działań - potwierdza te informacje trójmiejska policja.