Śledczy badają, czy Jarosław Szymczyk nie padł ofiarą dywersji - podaje "Rzeczpospolita". To oznacza, że zarzuty, które usłyszał w związku z wybuchem granatnika, mogą być przedwczesne.
Wszczęto śledztwo dotyczące narażenia Jarosława Szymczyka na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia - informuje "Rzeczpospolita". Ma ono związek z podarowaniem mu prawdziwej broni, a nie - jak zapewniano - atrapy. Były szef KGP ma status pokrzywdzonego.
Prokuratura potwierdza: Prok. Mateusz Martyniuk przekazał, że skierowany został wniosek o pomoc prawną do Ukrainy. - Prokurator zwraca się w nim o przesłuchanie dodatkowych świadków, których zeznania mogłyby być istotne dla wszechstronnego wyjaśnienia sprawy - podkreślił rzecznik Prokuratury Regionalnej w Warszawie. "Rzeczpospolita" ustaliła, że chodzi o osoby, które jeszcze na terenie Ukrainy mogły mieć styczność z granatnikiem do momentu przekazania go Jarosławowi Szymczykowi. W śledztwo zaangażowana jest Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.