Po latach pisania o wojsku jesteśmy przyzwyczajeni do ataków władzy i jej ludzi. Znacznie groźniejsze jest zjawisko wcielania się komentatorów życia publicznego w rolę ekspertów z zakresu wojskowości. Kiedy liczba poszkodowanych na granicy żołnierzy, strażników granicznych i policjantów przekroczyła setkę, ci już wyrokują, czy w momencie użycia broni funkcjonariusze już byli w sytuacji zagrożenia, czy jeszcze nie. Problem jest bardziej skomplikowany niż to, co widzą na obrazku.
W czwartek 20 czerwca "Gazeta Wyborcza" opublikowała artykuł, w którym na podstawie filmu – trwającego 125 sekund – stwierdzono, że żołnierze, którzy strzelali na granicy 25 marca, nie robili tego w sytuacji zagrożenia.
Według relacji autora tekstu Wojciecha Czuchnowskiego – bo my filmu nie widzieliśmy – ludzie z drugiej strony płotu rozgięli go i próbowali przejść na polską stronę granicy. Wtedy nadbiegli żołnierze. Jeden miał strzelać w górę, a drugi miał oddawać strzały w stronę przemytników, wzdłuż drogi.