Władysław Kosiniak-Kamysz publicznie nawiązał do opisanej przez nas sprawy ataku seksualnego na szeregową przez jej dowódcę. Dobrze, że szef MON to zrobił, bo nadał dodatkowej wagi problemowi, który ma destrukcyjny wpływ na całe wojsko. Źle, bo odnosząc się do niej, zbagatelizował problem, a także – być może wskutek niedoinformowania – minął się z faktami.
13 marca opublikowaliśmy w Onecie artykuł pt. Ujawniamy: Atak seksualny dowódcy na żołnierkę. "Jestem nachalny", "Pragnę", "Dokończymy". Opisaliśmy w nim historię znajomości dowódcy 14 Zachodniopomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej z szeregową A., która miała się zakończyć atakiem seksualnym na nią. Historia została opatrzona bogatym materiałem dowodowym w postaci cytatów ze screenów rozmów oraz nagrań.
Cztery dni po naszej publikacji podczas swojej konferencji prasowej w odpowiedzi na pytanie dziennikarki Polsatu do sprawy odniósł się minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz. Dobrze, że sprawę skomentował wysoki urzędnik rządowy, ponieważ taka wypowiedź nadaje wagi problemowi, który ma destrukcyjny wpływ na całą polską armię. Wystąpienie ministra wymaga jednak poważnego doprecyzowania.