Czekam na powrót syna od 25 lat. Powiedziałam mu, że ojczyzna jest równie ważna, jak rodzina i żeby szedł walczyć. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Nazywam się Wiera Grigorian. Jestem przewodniczącą związku żołnierzy zaginionych w wojnie o Górski Karabach, prowadzę muzeum im poświęcone. Mówienie o tym od lat, sprawia mi wielki ból. Jednym z bohaterów muzeum jest mój syn Spartak. Trudno mówić o tych wszystkich okrutnych wydarzeniach.
Kiedy Spartak zaginął, był ledwie sześć miesięcy po ślubie. Wraz z nim zniknął Garnik, który obrączkę nosił od ośmiu miesięcy i wraz z żoną spodziewali się dziecka. Doskonale pamiętam dzień, w którym widziałam mojego Spartaka po raz ostatni. Wrócił do domu z frontu na cztery godziny.
Wiemy, że większość wziętych do niewoli naszych żołnierzy już nie żyje. Najczęściej umierają na raka krtani, pod koniec nie mają już siły krzyczeć. Ja jednak wierzę.
Czekam na Spartaka tak samo, jak w pierwszy dzień po zaginięciu. To już 25 lat. Raz już prawie miałam go z powrotem. Zerwałam negocjacje z Azerami w ostatniej chwili. Musiałam.