Polskie służby ustaliły, że za podpaleniem centrum handlowego w Warszawie stał Białorusin udający opozycjonistę. Zdaniem ekspertów takich zdarzeń może być w przyszłości więcej. — Jest problem z wcześniejszą identyfikacją takich sprawców, bo są to osoby pozyskiwane ad hoc za pieniądze — mówi Onetowi płk Maciej Matysiak, były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego. — Takie sytuacje mają też na celu przygotowanie do działania na wypadek operacji wojennych. Trzeba liczyć się z tym, że w każdej chwili możemy mieć do czynienia z uderzeniem w jakieś poważniejsze obiekty — dodaje płk Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu.
"Rzeczpospolita" poinformowała, że za podpaleniem centrum handlowego OBI w Warszawie stał szpieg, który podawał się za uchodźcę uciekającego przed prześladowaniami politycznymi na Białorusi. Dzień przed pożarem rozlał w sklepie łatwopalną ciecz i zostawił tam urządzenie, które wywołało ogień zdalnie. Nagranie trafiło następnie na rosyjskie portale propagandowe.
"Prokurator ogłosił Stepanowi K. zarzut dokonania na rzecz obcego wywiadu sabotażu oraz przestępstwa o charakterze terrorystycznym polegającego na umyślnym wywołaniu powyższego pożaru" — poinformowała stołeczna policja.