W Los Angeles w USA od dwóch dni trwają protesty w związku z akcją zatrzymywania imigrantów. Amerykańskie media donoszą, że w mieście są już obecni żołnierze Gwardii Narodowej. Współpracujący z Donaldem Trumpem "car granicy" ostrzegł, że eskalacja przemocy może doprowadzić do ofiar śmiertelnych.
Ostrzeżenie "cara granicy"
-To kwestia czasu, zanim ktoś zostanie poważnie ranny… Jeśli ta przemoc będzie trwała, ktoś straci życie - skomentował w rozmowie z NBC Tom Homan, zastępca dyrektora wykonawczego ds. egzekwowania prawa i operacji deportacyjnych Białego Domu. Nieformalnie nazywany jest "carem granicy". Dodał, że wysłanie Gwardii Narodowej do Los Angeles ma na celu "ochronę bezpieczeństwa publicznego". Zaznaczył, że nie chodzi tylko o ochronę funkcjonariuszy organów ścigania, ale także o to, "aby chronić tę społeczność". CNN podaje, że w mieście jest obecnie ok. 300 członków Gwardii Narodowej. Jak dodano, ostatni raz do podobnej mobilizacji GN doszło w Los Angeles w 1992 r. po tym, gdy doszło do protestów po uniewinnieniu czterech policjantów oskarżonych o pobicie czarnoskórego kierowcy Rodneya Kinga.