Rządzący za pomocą podwyżek płac minimalnych skłócili wszystkich ze wszystkimi: społeczeństwo z lekarzami i pielęgniarkami, a także środowiska medyczne ze sobą. Szpitale alarmują, że pieniędzy brakuje, będą więc zamykać kolejne oddziały.
Podwyżki płac minimalnych w publicznej ochronie zdrowia, wywalczone przez kolejne protesty medyków, miały być oszołamiająco wysokie – od 17 do nawet 41 proc. Nowe stawki obowiązują od 1 lipca tego roku i muszą być wypłacone przez pracodawców, czyli szpitale i przychodnie, do 10 sierpnia. Zarówno szpitale, jak i placówki podstawowej opieki medycznej alarmują, że nie dostały od Narodowego Funduszu Zdrowia na nie pieniędzy.
Nowe aneksy, jakie placówki medyczne dostają od NFZ, nie tylko nie zapewniają środków na lawinowy wzrost kosztów opału, energii, wody czy materiałów medycznych, ale nawet na same podwyżki dla medyków. W najgorszej sytuacji są szpitale powiatowe, ponad 60 proc. zapowiada, że nowych aneksów nie podpisze. Będą też zamykane kolejne oddziały szpitalne.