To miała być pełna miłych wspomnień wycieczka. 1 maja 1957 roku do liceum pedagogicznego w Rogoźnie przyjechała delegacja wojskowa z Biedruska. Żołnierze zaprosili do jednostki, najprawdopodobniej na wieczorną zabawę, grupę dziewcząt. Razem z nimi także drużynę piłkarską. Grupa dwiema ciężarówkami, wczesnym popołudniem ruszyła w kierunku Poznania. Ich podróż nie trwa jednak długo.
Siedzieliśmy z tyłu, to były wozy pod plandeką. Z szoferką nie mieliśmy żadnego kontaktu - wspomina Czesław Pytlak, najmłodszy uczestnik wyprawy. W 1957 roku miał 15 lat. Trafił do wojskowego Stara, bo zawołali go starsi koledzy z boiska. Jechali do jednostki wojskowej w Biedrusku, by zagrać z żołnierzami w piłkę.
Wyjazd był inicjatywą wojskowych, którzy dzień wcześniej, po występach w jednostce, odwieźli do Rogoźna dziewczęta śpiewające w chórze.
Na pace były ustawione drewniane ławki, bez żadnych oparć, nieprzymocowane. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze żeby zabrać do samochodu dwie dziewczyny, a później ruszyliśmy już w dalszą trasę - tłumaczy Czesław Pytlak. W pewnym momencie jadący z grupą nauczyciel miał zwrócić uwagę, że kierowca jedzie zbyt szybko i nieostrożnie. Zaapelował do uczniów, by dać sygnał kierowcy np. pukając w szybę szoferki, by ten zwolnił. Żołnierz siedzący za kółkiem sygnału jednak nie usłyszał albo go zignorował.