Za sprawą Kamila Zaradkiewicza z Sądu Najwyższego zniknęły akta sprawy. Nieoficjalnie słyszymy, że historia może znaleźć swój finał w prokuraturze.
Sprawa, o którą chodzi, może mieć ogromne znaczenie dla całego sądownictwa. Zniknęły bowiem akta postępowania, na kanwie którego Kamil Zaradkiewicz, sędziaSN, zadał Trybunałowi Konstytucyjnemu pytania prawne mające na celu podważenie dokonanych po 2000 r. powołań sędziów do SN. Chodzi o to, że zostali oni wyłonieni w konkursach, które zostały przeprowadzone przez poprzednie składy Krajowej Rady Sądownictwa. Tymczasem, jak wskazuje Zaradkiewicz, TK dwa lata temu uznał część przepisów o KRS za niekonstytucyjne (sygn. akt K 5/17). A skoro rada była w myśl tego orzeczenia TK wybrana według niekonstytucyjnych reguł, to powstaje pytanie, czy wybrani przez takie rady sędziowie zostali powołani prawidłowo.
Gdyby TK przyznał rację pytającemu, mielibyśmy do czynienia z prawdziwym prawnym armagedonem. W efekcie pod znakiem zapytania stanęłaby legalność wszystkich orzeczeń wydanych przez takich sędziów.