Pomysł, by z krytyczną opinią naukowców walczyć w sądzie, nie miał szans nie tylko dlatego, że minister nie ma racji. Ważne jest także, że brakuje mu środków prawnych - pisze "Rzeczpospolita".
Jedną z osobliwości polskiej debaty publicznej jest sinusoidalne stanowisko Ministerstwa Sprawiedliwości w sprawie pozwu przeciwko profesorom i doktorom Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy opracowali krytyczną ekspertyzę do nowelizacji kodeksu karnego. Po szybkiej zapowiedzi wystąpienia na drogę sądową doszło do równie szybkiej rezygnacji z realizacji tej oryginalnej koncepcji.
W oficjalnym komunikacie ministerstwa wskazano, że „opinia, z której wynika, że nowe prawo rzekomo daje bezkarność określonej grupie przestępców, podważa społeczne zaufanie do państwa i uderza w podstawy demokracji" oraz, że „ta opinia jest nieprawdziwa. Jest kłamstwem". Zapowiedziano też, że „Ministerstwo Sprawiedliwości pozwie za kłamstwo profesorów i doktorantów krakowskiego uniwersytetu do sądu w obronie swojego dobrego imienia, w obronie polskiego wymiaru sprawiedliwości, a także w obronie renomy samego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Są bowiem granice krytyki i politycznych sporów, których przekraczać nie wolno" - przypomina "Rzeczpospolita".