W wojskowych magazynach brakuje amunicji, a polskie firmy nie są w stanie jej samodzielnie produkować. Taka jest brutalna prawda. Tymczasem wojna w Ukrainie, która trwa już trzeci rok, pokazuje, że bez amunicji jesteśmy skazani na porażkę. Dziennikarze Onetu w wielu tekstach ujawnili, jak przez krótkowzroczność polityków poprzedniej władzy kolejne projekty związane z budową w Polsce potencjału amunicyjnego padały, jak domki z kart. Dzięki dziennikarskim śledztwom wiemy, jak wyglądały mechanizmy. Dlaczego zadziałały? Na to pytanie powinny już odpowiedzieć organy ściągania.
Fabryka amunicji rozpłynęła się jak sen. A polskie magazyny świecą pustkami
Po wybuchu wojny w Ukrainie minister obrony Mariusz Błaszczak ruszył na zakupy do Korei Południowej. W tamtejszym przemyśle zbrojeniowym zamówił 180 czołgów K2, 212 haubic samobieżnych K9, 48 samolotów szkolno-bojowych FA-50 i 218 wyrzutni rakietowych K239 wraz z amunicją.
Konferencje prasowe szefa MON po kolejnych wizytach w Korei miały pokazać determinację rządu PiS w kwestii wzmocnienia potencjału obronnego państwa. Otoczka propagandowa wokół tych kontraktów była tak rozpędzona, że niewielu pytało, skąd Polska weźmie pieniądze na ten sprzęt. Szybko jednak wyszło na jaw, że kontrakty zostaną sfinansowane dzięki pożyczkom zaciągniętym przez nasz rząd w koreańskich bankach.