Życie w Korei Północnej samo w sobie jest koszmarem. Ale kto dodatkowo narazi się dyktatorowi, musi bać się o swoje życie. Ostatni wojskowy wypadek okrętu, który miał być chlubą Pjongjangu, wywołał gniew przywódcy. — Uszkodzenia muszą być tak poważne i oczywiste, że nie dało się ich zatuszować — podkreśla Frederic Spohr, dyrektor Fundacji Friedricha Naumanna w Seulu. Dla odpowiedzialnych urzędników i inżynierów rozpoczęła się walka z czasem. Grożą im surowe kary, łącznie z karą śmierci.
W czwartek ujawniono kompromitującą porażkę wojskową dotyczącą rzekomo najnowocześniejszego i największego okrętu wojennego Korei Północnej, która najwyraźniej miała miejsce na oczach Kim Dzong Una. Wiele wskazuje na to, że władca pociąga teraz do odpowiedzialności osoby, które uważa za winne.
Kontekst: kiedy nowy — ważący 5 tys. t — północnokoreański niszczyciel miał opuścić stocznię, doszło do wpadki, która okazała się żenująca dla dyktatury. Podczas wodowania w Chongjin (wschodnie wybrzeże) kolos uderzył w basen portowy, a część dna statku została zgnieciona. Zdjęcia satelitarne pokazują, że statek leży teraz na boku i musiała do niego dostać się woda.