Władysław Kosiniak-Kamysz wyznaczył dowódców brygad wojsk lądowych, jednostek lotniczych oraz zastępcę inspektora sił powietrznych — wynika z informacji Onetu. — Idą ciężkie czasy, dlatego brygady muszą mieć ludzi, a nie wakaty — słyszymy od oficera z MON. Dodatkowo minister podjął decyzję, że dowódcom pułków, brygad, eskadr i flotylli zostaną podniesione uposażenia, czego nie udało się zrobić w ciągu ostatnich 20 lat. Ruch szefa MON jest związany nie tylko z zasypaniem luki kadrowej na kluczowych stanowiskach w wojsku, lecz również z tym, że Andrzej Duda, jako zwierzchnik sił zbrojnych, 3 maja ostatni raz wręczy nominacje generalskie. Naturalnymi kandydatami do awansu będą nowo wyznaczeni oficerowie.
Dowódcy pułków, brygad, eskadr i flotylli to stanowiska wymagające od oficerów ogromnej odpowiedzialności i kompetencji. Jednak od przeszło 20 lat są traktowani — zdaniem naszych rozmówców — jak woły robocze z najniższym uposażeniem w swoim stopniu. Mówiąc wprost, pułkownik w sztabie czy w urzędzie ministra obrony zarabia więcej niż pułkownik, który odpowiada za tysiące żołnierzy.
Zbiórka oficerów w stolicy
— Dowódca brygady to jest taka odpowiedzialność jak u dyrektora dużego przedsiębiorstwa. Ma on dbać o to, by jednostka osiągnęła określony cel i jednocześnie po drodze nie zboczyła z obranego kierunku. Duża odpowiedzialność spoczywa na nim też za utrzymanie dyscypliny i przygotowanie cywili, by stali się żołnierzami — mówi dowódca jednej z brygad.