Andrzej Złotnik zmarł po zatrzymaniu przez policję. Gdy prokuratura w Kielcach umorzyła postępowanie, nie docierając do kluczowych świadków, jego bracia zaczęli własne śledztwo. Jeden z nich sam jest funkcjonariuszem.
Rany na głowie i nadgarstkach wymagające zszycia, sińce na brzuchu, kolanach, fioletowe ramię, podbite oko, zgnieciony policzek i żółtawy siniak w okolicach tchawicy - tak wyglądał 38-letni Andrzej Złotnik ze Staszowa (świętokrzyskie), gdy 25 listopada 2020 roku - po zatrzymaniu przez policję - trafił do szpitala w stanie krytycznym.
Zmarł 3 grudnia, nie odzyskując przytomności. Ponieważ dochodzenie w sprawie interwencji policjantów prokuratura umorzyła, należy sądzić, że nie dopatrzyła się w ich postępowaniu żadnych nieprawidłowości.
Dlaczego jednak, gdy leżał na chodniku, stracił oddech i zatrzymała się akcja serca? Jak nieoficjalnie dowiaduje się WP, miały przyczynić się do tego narkotyki, przyjęte przez Złotnika.