Ustalenia geopolityczne po 1945 roku odcinają część Polaków od kraju. Niektórzy mieszkający na wschodnich terenach byłej II RP nie mogą wyjechać lub nie decydują się na wyjazd do Polski w nowych granicach. Czasem liczą, że ojczyzna do nich wróci.
Nie my jedni
Izabela Mickiewicz (ur. 1927) To było w 1946 roku – ostatni termin, kiedy można było wyjechać do Polski tym tylko, którzy mieli narodowość polską. A mój tatuś i mama byli Polakami. Rodzice ciągle odkładali ten termin, bo trudno było wyjechać, zostawić wszystko, chociaż deportacja groziła już bardzo. Pewnej nocy – rodzice już mieli dokumenty – po kryjomu wynajęli dwie ciężarówki. Co do dwóch ciężarówek z takiego majątku można naładować? Dwie krowy, koń, jakiś tam wóz, trochę rzeczy. Jechaliśmy przez Kalwarię do Polski. Wiedzieliśmy, że granicę zamkną 28 lutego, a zamknęli 27. I kiedy przyjechaliśmy na granicę, już była zamknięta. Nie my jedni, był tam tłum ludzi, jakieś sto osób chyba – wszyscy, którzy tak zwlekali z wyjazdem. Zostaliśmy po prostu między niebem a ziemią. Gdzie wracać? Mosty spalone, do domu wrócić nie można, bo już tam groziła ta deportacja. Żołnierze kazali jakieś 10 kilometrów odejść od granicy. Był mroźny dzień, przecież w nocy nie wyjedziemy jeszcze. Wszystkie te rzeczy z ciężarówki wyładowali na śniegu. A my jeszcze mieliśmy konia, to załadowaliśmy na wóz najpotrzebniejsze rzeczy... Jedną krowę – tam druga padła, jak jechaliśmy ciężarówką. Zawieźli do gospodarza niedaleko, który nam udzielił kąt. Tam mieszkali rodzice jakieś parę miesięcy, nim znalazło się miejsce. Żejmy, Kowieńszczyzna (Litewska SRS)