Władze PRL-u wykorzystały katastrofę kolejową pod Piotrkowem Trybunalskim, by odwrócić uwagę od wypadku, który wydarzył się na defiladzie wojskowej w Szczecinie. Podczas pochodu czołg wjechał w grupę widzów, zabijając siedmioro dzieci w wieku od 6 do 12 lat. Ich rodzice otrzymali od władz odszkodowanie, które de facto było zapłatą za ich milczenie.
9 października 1962 roku w Moszczenicy w województwie łódzkim, niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego, doszło do katastrofy kolejowej. Po 21 z pociągu pospiesznego odczepiły się trzy ostanie wagony, które przetoczyły się na sąsiedni tor magistrali. Kolejarzom nie udało się zatrzymać wjeżdżającego w tym momencie na ten sam tor ekspresu z Warszawy do Budapesztu. Maszynista, z powodu gęstej mgły, zauważył wagony przed sobą w momencie, gdy na hamowanie było za późno. Z prędkością 105 kilometrów na godzinę pociąg wpadł na wagony. W katastrofie zginęły 34 osoby, a 67 pasażerów zostało rannych. Świadkowie nieoficjalnie mówili jednak o nawet 106 ofiarach. Wypadek został przez władze PRL celowo nagłośniony. W ten sposób chciano przykryć inną tragedię, która wydarzyła się tego samego dnia, ale w województwie zachodniopomorskim.