„Pójdziesz siedzieć!” – skandowano pod adresem ludzi władzy PiS przez ostatnie lata. Dlaczego jeszcze nikt nie siedzi? Spokojnie: więzienie to nie jedyna kara, a trzy miesiące to niewystarczający czas na uczciwe rozliczenia.
Odbyła się seria przeszukań i zatrzymań w związku ze słynnym Funduszem Sprawiedliwości, który minister Zbigniew Ziobro przekształcił w partyjny bank z dotacjami. Pójdzie siedzieć? „Niczego nie podpisywałem. O wszystkim decydowali moi współpracownicy” – to były jedne z pierwszych słów, jakie powiedział do dziennikarzy, gdy przerywając leczenie za granicą, przyjechał do swojego domu, gdzie trwało przeszukanie na polecenie prokuratury. Michał Woś, tenże „współpracownik” w randze wiceministra odpowiedzialny za Fundusz, zeznając następnego dnia przed komisją śledczą ds. Pegasusa, przyznał, że owszem, podpisywał wszystko i niczego z Ziobrą nie omawiał. Ale nie jest niczemu winny, bo wszystko było zgodnie z przepisami, które sobie wcześniej uchwalili. Ten obrazek jest jak histopatologiczny wycinek raka, który toczył państwo PiS.