Prezydent Francji przybywa do Bergerac, gdzie zakłady Eurenco wznowią produkcję pocisków po raz pierwszy od czasów zimnej wojny. Emmanuel Macron wystąpił przy taśmie produkcyjnej, w uniformie pracowniczym, kasku i okularach ochronnych. Cała otoczka tego "wiecu" i miejsce nie zostały wybrane przypadkowo. To demonstracja i sygnał wysłany Europie, Stanom Zjednoczonym, Ukrainie i Rosji. Ale w tej narracji, którą próbuje sprzedać nam Pałac Elizejski pojawia się fałszywa nuta.
Emmaneul Macron przeszedł długą drogę w swoim podejściu do polityki Władimira Putina. Z łatwością możemy wyznaczyć dwie cezury: od "nie wolno upokorzyć Rosji" - słów wypowiedzianych w czerwcu 2022 roku - po stwierdzenie z marca tego roku o tym, że w kwestii reakcji na rosyjską agresję na Ukrainę "nie można wytyczać żadnych czerwonych linii".
Macron był przez lata sygnatariuszem niemiecko-francuskiej polityki wobec Rosji, która zakładała podejście koncyliacyjne i nastawione na uniknięcie za wszelką cenę konfliktu z Moskwą. Ta polityka nie zdała egzaminu. Paryż budzi się, gdy coraz częściej mówi się o groźbie załamania się frontu pod rosyjskim naporem. Lepiej jednak późno niż wcale.