Kiedyś życie na granicy kwitło, teraz po Rosjanach nie ma już śladu. W oddali majaczą zasieki na granicy, które w teorii mają powstrzymać najazdy kolejnych fal imigrantów puszczanych ze strony Królewca. Żyjący "na końcu Unii Europejskiej" Polacy żartują, że do nich i tak nikt nie przyjeżdża. — Płot z drutu postawili, ale jest tak samo bezpiecznie, jak kiedyś. Tu od lat nic się nie dzieje — słyszę.
Pani Stefania ma gospodarstwo, które kończy się kilkaset metrów od granicy z Rosją. — Na wiosnę wojskowi zaczęli tu jeździć i ustawiać ten płot z drutu. Nikomu nie przeszkadzali. Uwinęli się raz-dwa. Człowiek nawet tego nie poczuł — mówi.
Jesteśmy w Gronowie. To mała miejscowość na granicy z obwodem królewieckim. Od mieszkańców słyszę, że to "koniec Unii Europejskiej".
— Płot jak płot. Drut kolczasty. Wysoki na dwa, trzy metry. No ja tam bezpieczniej się przez to nie czuję. Ale wie pan, to dlatego, że tu zawsze było dla mnie bezpiecznie. Żadnych imigrantów, co by przez granicę przełazili. Rosjan już dawno u nas nie ma. Ale ludzie myślą, że tu się dzieje nie wiadomo co złego. Mam znajomych nie stąd i oni też się mnie pytają, a nie boisz się tak mieszkać tak blisko tych Ruskich? No panie, a co człowiek poradzi na to? Nie myślę o tym — kontynuuje pani Stefania.