Wraz z uchwaleniem ustawy o IPN, rząd PiS na dobre żegna się z polityką życzliwości wobec Ukrainy, której strażnikiem był Lech Kaczyński. Bo ta nowelizacja poza wątkami, które oburzyły Izrael, zawiera też zapisy, które wywołały burzę w Kijowie.
Paweł Kukiz przez wiele ostatnich miesięcy chodził wściekły. Każdy jego wywiad w Onecie, zawierał obowiązkowy atak na PiS za to, że nie chce uchwalić jego projektu ustawy wymierzonego w ukraińskich nacjonalistów, którzy mordowali Polaków na Wołyniu latem 1943 r. Rzeczywiście, długo wyglądało na to, że PiS w kwestii Ukrainy lawiruje. O ile rząd przygotował przepisy karzące więzieniem za przypisywanie Polsce odpowiedzialności za zbrodnie hitlerowskich Niemiec, to ani myślał popierać ukraińskich rozliczeń Kukiza.
Sytuacja uległa zmianie dopiero pod koniec stycznia. Dziś w sprawach Ukrainy sojusz Kukiza z PiS wysadza w powietrze zręby polityki wschodniej Lecha Kaczyńskiego. A ojciec premiera Kornel Morawiecki — swoisty łącznik między PiS a ludźmi Kukiza — mówi Onetowi: — Oskarżam prezydenta Lecha Kaczyńskiego za politykę wobec Ukrainy. Rozumiem, że chciał ją ciągnąć na Zachód, ale za jaką cenę? Za cenę zakłamywania historii i okrucieństwa, które dziś się tam heroizuje?