Rano na zbiórce dowódca 4. Pułku Chemicznego z Brodnicy ppłk Andrzej Pietras pouczał żołnierzy, że w jednostce nie ma miejsca na alkohol. Wieczorem przed kantynę pułku przyjechała Żandarmeria Wojskowa, zawiadomiona o zakrapianej libacji. Imprezę w gronie zaufanych podwładnych urządził sam dowódca, który miał 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Kiedy zjawili się żandarmi, jeden z uczestników imprezy wyskoczył przez okno.
Poniedziałek, 8 stycznia, godz. 7.30. Siarczysty mróz. Słupki termometrów pokazują czternaście stopni poniżej zera. Dowódca 4. Pułku Chemicznego z Brodnicy, płk Andrzej Pietras zarządza zbiórkę swoich żołnierzy. Na placu apelowym podwładni pułkownika słyszą m.in., że w wojaku nie ma miejsca na alkohol, a za picie na służbie można wylecieć do cywila.
Podwładnych pułkownika te przemowy nie dziwią. Wygłasza je praktycznie na każdej zbiórce, mimo że jak mówią nam żołnierze pułku, sam za kołnierz nie wylewa.
Po poniedziałkowej zbiórce wszyscy rozchodzą się do swoich zajęć. Kilka godzin później płk Pietras w kantynie pułku zwołuje drugą zbiórkę, ale już w węższym gronie swoich najbardziej zaufanych współpracowników. Zaczyna się impreza, na której nie brakuje alkoholu. Przed północą na teren jednostki podjeżdżają auta Żandarmerii Wojskowej, która została zawiadomiona, że żołnierze piją na terenie jednostki.