MON pod rządami Władysława Kosiniaka-Kamysza jest politycznie bardziej skomplikowany niż za Mariusza Błaszczaka. Należną rolę w debacie obronnej odzyskało wojsko, a strategiczny dialog z prezydentem przebiega na razie bez głośnych kłótni.
Podstawowe rozliczenia rządzących najłatwiej byłoby zacząć od weryfikacji stanu realizacji „100 konkretów na 100 dni rządzenia” przedstawionych przez Koalicję Obywatelską przed wyborami. Zawierały one część obronną z istotnymi postulatami, które wówczas mocno rezonowały wśród elektoratu. Tyle że w wyniku wyborów KO nie rządzi samo, a w koalicji, co dało partnerom wpływ na politykę obronną rządu, a z partii Donalda Tuska zdjęło ciężar spełnienia wszystkich wyborczych haseł. Gdyby jednak go za nie rozliczać, trzeba by dojść do wniosku, iż sto dni nie wystarczyło. Bo nie mogło.
Niektóre z nich były czysto deklaratywne, jak ten, że wszyscy niesłusznie zwolnieni za rządów PiS żołnierze mają mieć możliwość powrotu. Nowy rząd nie ogłosił też żadnego generalnego przywrócenia praw emerytalnych tym, którym je odebrano (trzeba się o to starać w sądach). Niektóre hasła zostały rzucone chyba bez wystarczającej orientacji w faktach, jak ten o pozyskaniu kolejnych sześciu baterii systemu Patriot. To załatwił już PiS, a następcy uzupełnili ten zakup niedawno o system dowodzenia IBCS. Inne wymagają dłuższego planowania, objętego formalnymi procedurami – dlatego od początku mało realne było opracowanie w sto dni planu modernizacji armii.